W minioną sobotę odbyły się pierwsze mecze półfinałowe Salming Ekstraligi Mężczyzn. W obydwu niezwykle ciekawych i zaciętych pojedynkach zgodnie zwyciężali goście.
Ciężko jednoznacznie wybrać, który z meczów był ciekawszy. Oddając jednak zasługi Mistrzom i Wicemistrzom kraju, warto zacząć od tego co się działo w ostatnim spotkaniu pod Tatrami.
Szarotka Nowy Targ gościła na własnym boisku MUKS Zielonka. Bogate składy obydwu zespołów oraz wspomnienie rywalizacji z zeszłorocznego Super Finału nie pozostawiały wątpliwości, że rywalizacja będzie stała na najwyższym poziomie. Od pierwszej minuty do ataku ruszyła Szarotka, co zaowocowało zwycięstwem w I tercji oraz prowadzeniem 4-0 po 23. minutach gry.
Jednak gdy chwilę później karę za odpychanie otrzymał Lesław Ossowski, wszystko co dobre w grze gospodarzy zaczęło się powoli ulatniać. Jak na Mistrza Polski przystało, MUKS wykorzystał pierwszą w tym meczu grę w przewadze i zamienił ją na bramkę. Po kolejnej minucie goście mieli na swoim koncie już dwa trafienia.
W kolejnych minutach gra zaczęła się obracać wokół kar dla Szarotki, która najwyraźniej popełniła ten sam błąd, co w finale - złapała ich zbyt dużo, co zaburzyło jej rytm gry. Na szczęście dla gospodarzy, MUKS nie był w stanie wykorzystać żadnej z pięciu kolejnych okazji gry w power-play. Bramka na 4-4 padła dopiero w 55. minucie meczu i chyba nikt, a w szczególności zawodnicy i kibice Szarotki, w najczarniejszych snach nie przypuszczali, że w ciągu kolejnych 5 minut ich zespół straci następne 3 bramki i ostatecznie przegra 4-7 pomimo prowadzenia 4-0!
Szarotka, podobnie jak w ubiegłorocznym finale, miała zespół z Zielonki na widelcu, ale nie była w stanie odnieść zwycięstwa. - Mecz wyglądał identycznie jak zeszłoroczny finał – mówił w rozmowie z serwisem sportowepodhale.pl Lesław Ossowski z Szarotki. – Mieliśmy rywala rozpracowanego, wiedzieliśmy co mamy grać. Broniliśmy bardzo dobrze, a przeciwnik nie miał sytuacji przez pół meczu. Nagle zaczęliśmy wędrować na ławkę kar, łapaliśmy kary za bzdurne rzeczy. Praktycznie cała trzecią tercję graliśmy w osłabieniu i potem zabrakło sił. Nasza wina, bo mieliśmy mecz pod kontrolą. Przy stanie 4:2 mogliśmy dograć piłeczkę do pustej bramki, nie zrobiliśmy tego i posypały się kary. Przeciwnik odwrócił losy spotkania. Kary rozbiły nas. Plujemy sobie w brodę, bo mogliśmy sprawić niespodziankę.
Drugi z półfinałów odbył się w Łochowie, gdzie Olimpia gościła Górali Nowy Targ i już na wstępie warto zaznaczyć, że spotkanie to niczym nie przypominało żadnego z pojedynków, które odbyły się na inaugurację obecnego sezonu w Nowym Targu.
O wyniku końcowym zadecydowała pierwsza tercja, wygrana przez Górali 2-1. Spotkanie toczyło się w szybkim i dobrym tempie, a każda z pozostałych części meczu kończyła się wynikiem remisowym. Olimpia Łochów postawiła poprzeczkę znacznie wyżej niż na otwarcie sezonu, co mogło być dość dużym zaskoczeniem dla Górali, którzy mając w pamięci tamten mecz, niekoniecznie oczekiwali aż tak ciężkiej przeprawy. Zdaniem Piotra Kosteli z Górali, okazje dla gospodarzy nowotarżanie stwarzali sami. - Łochów bardzo fajnie grał piłką, świetnie w ataku pozycyjnym, ale nie potrafił sobie, oprócz jednej, wypracować stuprocentowych okazji. Okazje strzeleckie myśmy gospodarzom stwarzali. Trzy z czterech goli zdobyli z naszych podań i wyprowadzali kontry. W końcówce zrobiło się nerwowo, ale opanowaliśmy sytuację i wywozimy cenne zwycięstwo - czytamy w jego wypowiedzi dla Sportowego Podhala.
Ostatecznie Góralom udało się wywieźć z Łochowa zwycięstwo 5-4, ale jeśli w pierwszym meczu rewanżowym obydwa zespoły zagrają podobnie, niewykluczone, że kibice w Nowym Targu będą świadkami nie jednego, a dwóch spotkań decydujących o awansie do tegorocznego finału.
Mecze rewanżowe odbędą się 18-19 kwietnia.